Dlaczego doszło do takiej tragedii w 2006 roku. Łukasz Romanek niespełna 23 lata powiesił się w domu w swoim garażu. Nikomu nie powiedział dlaczego to zrobił.
Dlaczego doszło do tragedii? Nie wiadomo. Romanek brał udział w piątkowym treningu i spisywał się dobrze. - Wszystko przebiegało tak samo jak zawsze. Dopasowywaliśmy sprzęt, a Łukasz był spokojny - mówi żużlowiec Zbigniew Czerwiński, który zimą robił w Romankiem wypady na snowboard do Ustronia. - Łukasz przyjechał na trening razem ze swoim tatą. Nie było po nim widać, że może mieć jakieś problemy - podkreśla zrozpaczony trener Mirosław Korbel. Szkoleniowiec tuż po treningu przekazał zawodnikowi, że wystartuje 15 czerwca w meczu z Unią Leszno z numerem ósmym. Romanek kilka godzin później, około 22, powiesił się w domu w garażu. Nie zostawił listu pożegnalnego.
- Kiedy dowiedziałem się o śmierci Łukasza, ryczałem jak mały synek. Nie wiem, dlaczego zdecydował się na taki krok. Przecież nie pozostawiliśmy go samemu sobie - powiedział trener Korbel i kilka sekund później ponownie wybuchnął płaczem. Korbel pod koniec lat 90. prowadził kilka pierwszych treningów Romanka w szkółce żużlowej.
Romanek urodził się w Knurowie i przez całą karierę związany był z RKM-em. Mieszkał razem z rodzicami w dużym gospodarstwie w wiosce Wilcza (13 km od rybnickiego stadionu). Miał tam w garażu swój warsztat oraz na polu duży, blisko dwustumetrowy tor. Młody zawodnik był skrytym i małomównym człowiekiem. Dlatego trudno było się zorientować, że wpadł w depresję
Jego kariery pilnował ojciec Adam. - Cała rodzina Romanków jest ze sobą bardzo zżyta - mówi przyjaciel z drużyny Rafał Szombierski, który często go odwiedzał. Romanek już w drugim roku startów został mistrzem Europy juniorów. Był uważany za jednego z najzdolniejszych polskich żużlowców. W czerwcu 2002 roku brał udział w makabrycznie wyglądającej kraksie. Podczas rozgrywanych w Lesznie młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Polski motocykl rybniczanina przy wejściu w pierwszy łuk sczepił się z motocyklem Roberta Miśkowiaka i obaj z impetem uderzyli w otaczającą tor bandę. U obu stwierdzono wstrząs mózgu. - Ten wypadek miał duży wpływ na życie Łukasza. Po tej kraksie mógł mieć jakiś ukryty uraz. To również mogło wpłynąć na jego decyzję o samobójstwie - zastanawia się załamany Piotr Pyszny, lider ROW-u Rybnik w latach 70. i 80., a od kilku lat sponsor Romanka. Żużlowiec był bardzo z nim związany i nazywał go drugim ojcem.
Od wypadku w Lesznie zawodnik rzeczywiście jeździł słabiej, choć w turniejach indywidualnych nadal osiągał sukcesy. Rybniccy działacze chcieli, aby żużlowiec porozmawiał z psychologiem, ale ostatecznie do tego nie doszło. W 2004 roku zawodnik zdał maturę, a pod koniec zeszłego roku wyjechał do Australii na zaproszenie legendarnego Ivana Maugera. Wyjazd opłacił mu Pyszny. - Chciałem, aby odbudował się psychicznie. Dzwoniłem już do Maugera i poinformowałem go o śmierci Łukasza. Był w szoku - mówi ze spuszczoną głową Pyszny.
W tegorocznych rozgrywkach ligowych Romanek miał problemy z wywalczeniem miejsca w składzie. W ostatnim swoim meczu w barwach "Rekinów" (12 maja z Atlasem Wrocław) nie zdobył ani jednego punktu. Słabo wypadł także w lidze angielskiej. Dla niektórych kibiców Romanek stał się już wcześniej synonimem nieporadności. Wygwizdywano go na meczach, a na internetowych forach porównywano z Grzegorzem Rasiakiem. - Ostatnio widziałem się z nim 20 kwietnia na zawodach w Gorzowie. Był bardzo zadowolony z pobytu w Australii oraz możliwości startów w lidze angielskiej. Wspominał mi jednak o nagonce ze strony kibiców, zwłaszcza nieprzychylnych opiniach wypisywanych w internecie. Wydzwaniano również do niego i zmienił z tego powodu numer telefonu komórkowego. Grożono mu nawet spaleniem samochodu. Moich młodych zawodników często przekonuję, żeby nie wchodzili na fora internetowe i w ogóle nie czytali opinii na swój temat - podkreśla Jan Grabowski, który prowadził Romanka w latach 1999-2003, a teraz pracuje w KM Ostrów Wielkopolski. - Nie mogę się pogodzić z jego śmiercią. Był wzorem dla kolegów. Niesamowicie pracowity i ambitny zawodnik - dodaje szkoleniowiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz